Nigdy nie sądziłabym, że świat z góry wygląda tak wspaniale. Moje obawy zniknęły zaraz po wylocie. Nie byłam pewna, czy Mateusz był świadomy, ale była to tylko i wyłącznie jego zasługa. W połowie lotu zamieniliśmy się miejscami - od tamtej pory, już do samego wylądowania siedziałam przy oknie, napawając się widokami.
- Jesteś taka dzielna - szeptał mi co chwilę do ucha, wtulając twarz w moje włosy.
* * *
Jak się okazało, instrumenty przyleciały do Londynu wcześniej, w południe. W sumie była to dobra wiadomość, bo mieliśmy więcej czasu dla siebie. Tylko Artur nie potrafił rozstać się ze swoją gitarą - dumnie niósł ją przez lotnisko na plecach, w lśniącym, czarnym futerale. Odebraliśmy pozostałe bagaże i w czwórkę powitaliśmy miasto, w którym mogliśmy spełnić swoje marzenia. Na razie nie byłam w stanie wyobrazić sobie, jakie szczęście spotkałoby nas, gdybyśmy wygrali ten festiwal. Odczuwaliśmy powoli podenerwowanie, ale i euforię. Czułam, że rozpoczyna się nowy rozdział - tak bardzo liczyliśmy, że będzie miał szczęśliwe zakończenie.
Po odnalezieniu adresu, który wskazała nam Basia, zakwaterowaliśmy się w hotelu, którego wystrój zapierał nam dech w piersiach. Chłopaki swoje pokoje mieli na przeciwko naszego - zamknęli się w nich, wciąż mi dogryzając. Karol od razu poszedł spać. Nie najlepiej znosił takie dalekie podróże. Natomiast Artur planował spędzić resztę wieczoru ze swoją gitarą - był w swoim świecie. My z Mateuszem wyszliśmy na spacer, zachwycając się pięknem londyńskich uliczek, ciesząc się sobą nawzajem. Wtuleni w siebie, przesiedzieliśmy w parku jeszcze kilku godzin, wsłuchując się w szum Tamizy.
cudo, cudo ;)
OdpowiedzUsuńśliczne dzięki <3
OdpowiedzUsuń