MELODIA MIŁOSCI - ROZDZIAŁ 9

Cieszyliśmy się z wyjazdu do Londynu, jak małe dzieci. Basia widząc, jak wiele radości nam przyniosła tą cudowną wiadomością, postanowiła zostawić nas samych. Spieszyła się do agencji, by ostatecznie potwierdzić naszą chęć współpracy. Jednak - jak zwykle - spędziła jeszcze dobrych piętnaście minut przed moim wielkim lustrem w przedpokoju, poprawiając swoje ognistorude, falowane włosy. Miała na ich punkcie obsesję, co wcale mnie nie dziwiło. Rzadko spotyka się tak piękną naturalną barwę.

- Do zobaczenia, moje misiaki! - krzyknęła na pożegnanie, nie domykając drzwi wejściowych. Jeszcze długo słychać było śmiech na klatce schodowej i stukot jej obcasów.

Mateusz wstał, zamknął drzwi i udał się do kuchni zaparzyć nasze ulubione gałązki mięty pochodzącej z ogródka jego mamy. Po chwili cudownie pachniało w całym domu. Miałam ochotę zapalić, jednak nie chciałam psuć tej pięknej woni. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie palę już od kilku dni. Jak się okazuje, nieświadome rzucenie nałogu jest skuteczniejsze, niż kiedy bardzo tego chcemy. Niewiele trzeba. Przynajmniej w domu ładniej pachnie.

Po chwili mój mężczyzna wrócił do pokoju, trzymając w swoich aksamitnych dłoniach dwie duże szklanki z parującą miętą. Podał mi moją, usiadł koło mnie i wolną ręką odgarnął niesforny kosmyk włosów z mojej twarzy. Napawałam się zapachem napoju, by po chwili poznać jego znajomy smak. Ogarnęła mnie mała melancholia. Zapatrzona w półki z książkami myślałam o naszej przyszłości. Ale nie tej zawodowej.

Jednak Mateusz ciągle myślał o wyjeździe, o losach zespołu. Jak się okazało, nie przemyśleliśmy jednego - nieustannej obecności Simona w zespole.

- Co z nim zrobimy? - pytał, choć dobrze wiedział, że od dawna w tej kwestii jesteśmy jednomyślni.

- Zadzwoń do Artura - podałam mu jego telefon i poszłam opłukać szklanki.

* * *

Kiedy Mat skończył rozmowę, przyszedł do kuchni, ustał za mną i delikatnie mnie objął. Czułam, że się uśmiecha.

- Sprawa wyjaśniona. Trzy godziny temu Artur i Karol poszli z tamtym idiotą na piwo... na piwa. Jak miał procenty we krwi, stał się jeszcze bardziej nieznośny. Tak ich wkurwił, że po prostu powiedzieli mu, żeby spadał z naszego zespołowego życia. Wiedzieli, co o nim myślimy, więc "nie potrzebowali konsultacji" - usłyszałam cichy śmiech, który jednocześnie oznaczał ogromne uczucie ulgi. Czułam dokładnie to samo.

10 komentarzy:

  1. piękne! dodaj częściej, proszę! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA CZWARTEK! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. czemu dodajesz tak rzadko, brak czasu? :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, często nie mam czasu. Poza tym aktualnie nie mam swojego komputera, więc to też trochę utrudnia.

      Ale będę się starać, bo teraz naprawdę widzę, że mam dla kogo - dziękuję kochani ♥


      PS. Nowy rozdział dzisiaj wieczorem.

      Usuń

Czytam i w miarę możliwości odpisuję na wszystkie komentarze. Na komentarze typu "Świetny blog! Wpadnij do mnie! Skomentuj!" nie odpowiadam. Spam zdecydowanie niemile widziany.