PUSTKA #6

Mamo,

wczoraj obchodziłam kolejne urodziny. Miałam zamiar spędzić je w domu, z najważniejszym mężczyzną mojego życia.  Nie miałam ochoty nigdzie się ruszać, nikogo nie zapraszałam. Nie chciałam wyróżniać w jakikolwiek sposób tego dnia, traktowałam go jak codzienny, zwykły. Jednak Michał miał inne plany. 
Kazał mi się ciepło ubrać, a po chwili zaciągnął mnie do samochodu. Próbowałam wyciągnąć od niego, gdzie mnie zawozi, co ma zamiar zrobić, jednak w odpowiedzi słyszałam tylko jego  śmiech. Jechaliśmy grubo ponad godzinę, w końcu skręciliśmy w jakąś polną drogę, po chwili pojawił się las, cały przykryty puchem. Widok był cudowny. Napawałam się nim tak, że moja złość minęła. No, dobrze. Przyznam Ci się. Tylko udawałam rozgniewaną i zdenerwowaną. Uwielbiam, jak mnie potem przeprasza. A robi to zawsze, nawet jeśli tak naprawdę nie ma za co. Słodki jest. Tak bardzo go kocham.
Zatrzymaliśmy się w środku owego lasu, a po chwili wyszliśmy z pojazdu. Wciąż nie chciał mi zdradzić, gdzie będziemy szli, więc w razie czego nadal udawałam obrażoną. Bez słowa złapał mnie za rękę, prowadząc niewidocznymi, przykrytymi śniegiem ścieżkami. Było mroźno. Zimno przyjemnie łaskotało moją twarz. Powtarzałam sobie w myślach ‘Gdzie on mnie, do cholery, prowadzi?’, ale uzbroiłam się w cierpliwość i dzielnie szłam dalej. Szczerze mówiąc, nie mogłam się doczekać tej niespodzianki.
Szliśmy tak jakieś pięćset metrów, po czym Michał zagrodził mi drogę i cały czas się uśmiechając, zakrył mi oczy swoim szalikiem z jego ulubionym klubem piłkarskim, wiążąc go na supeł z tyłu głowy. ‘Oho, za chwilę mi go zdejmie i zobaczę grupkę moich znajomych, krzyczących ‘Wszystkiego najlepszego!’ Ale, u licha, czemu jesteśmy w lesie?’ – myślałam, cicho chichocząc z własnych pomysłów.  Naprawdę nie miałam pojęcia, co się będzie działo.

‘Teraz trzymaj się mnie mocno’ – usłyszałam. Poczułam pod moimi stopami zmianę powierzchni, wydawało mi się, że to jakieś deski, przynajmniej podobny odgłos wydawały nasze kroki. Na pewno wyszliśmy z lasu, bo zrobiło się dużo chłodniej. Michał zatrzymał mnie i czułam, że zaraz zdejmie mi szalik z oczu. I tak też się stało.
Staliśmy na niewielkim, starym pomoście. (Sami, o dziwo!) Wkoło nas fantastycznie zlodzone jezioro. Odwróciłam się. Na końcu ‘małego mola’ był rozłożony koc, na nim stał termos, z którego parowała gorąca herbata. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegłam, że cały pomost usłany jest płatkami róż. Wyglądał, jak czerwony deptak.  Ze wzruszenia do oczu napłynęły mi łzy.
Stałam osłupiała, kryształowe krople dekorowały moją twarz coraz intensywniej. W końcu usłyszałam najpiękniejsze słowa, jakie ktokolwiek skierował do mnie. ‘Marzę, żebyś została moją żoną.’ Rozpłakałam się na dobre. Myślałam, że umrę ze szczęścia albo chociaż zemdleję. Serce biło mi z zawrotną prędkością. Wyjął przepiękny pierścionek. Wyszeptałam ledwo słyszalne ‘tak’.  Zatopiłam się w jego ramionach. 

MAMO, JESTEM NAJSZCZĘŚLIWSZĄ KOBIETĄ W CAŁEJ GALAKTYCE !!!!!!

Nie wiem, czy do Ciebie dociera, że niedługo zostanę żoną tego najwspanialszego mężczyzny, bo do mnie do tej pory nie.


Całuję, Twoja zaręczona córka.

8 komentarzy:

Czytam i w miarę możliwości odpisuję na wszystkie komentarze. Na komentarze typu "Świetny blog! Wpadnij do mnie! Skomentuj!" nie odpowiadam. Spam zdecydowanie niemile widziany.